Piszę ten wpis, jak i te dwa poprzednie, w okolicach północy. Dzieci śpią. Piszę i myślę jaką historią przedstawić Wam to, co właśnie siedzi mi w głowie.
Może ujmę to tak.
Rozkminiam ostatnio czym jest poczucie własnej wartości dla mnie. Czym było do tej pory, albo czym myślałam, że było i… czym jest teraz gdy zaczynam o nim myśleć samodzielnie.
Myśleć samodzielnie? Laska? Dopiero teraz myślisz samodzielnie?
Zaskoczę Cię! Tak! Wiele razy łapię się na tym, że w pewnych tematach myślałam o różnych sprawach tak jak wszyscy dookoła. Myślałam tak, jak myśleli moi rodzice. Myślałam tak, jak się ogólnie przyjęło. Myślałam tak, jak ktoś powiedział, że wypada albo… w ogóle nie myślałam nic bo się temat nie nawinął i nie było rozmyślania.
Wiele kwestii analizowałam od dawna ale pewne z nich, takie jak poczucie własnej wartości, nie były w obrębie moich rozkmin bezpośrednio.
Dlaczego?
Bo jakbyście mnie kroili nawet, to bym powiedziała Wam, że ja mam poczucie własnej wartości na wysokim poziomie na pewno! O!
Aż do tego dnia…
Aż do dnia, gdy usłyszałam w podkaście u Okuniewskiej, że poczucie własnej wartości to nie jest to samo co pewność siebie.
A potem przeczytałam jakiś artykuł na fb, że dziś większość ludzi czerpie poczucie własnej wartości z zewnątrz a nie z wewnątrz.
I tu myślę sobie… no raczej… wiem o czym mowa, doświadczam tego, obserwuję to.
Osobiście swoje niedoskonałości zawsze lubiłam w skorupkę jakąś otoczyć, jak w tej baśni o muszli co to w nowy rok wyszła na fb.
Otaczałam i pielęgnowałam, a jak ktoś naruszał ową skorupkę, to odczuwałam niepokój.
Dlaczego?
BO konfrontacja z tym co nieprzepracowane jest bolesna. A kto lubi jak boli? NO ja nie bardzo.
NO ale…. moje poczucie właśnie wartości ostro trenuję ostatnio, stawiając granice w kilku mega ważnych sferach. Jednak dziś opowiem o tym co mnie intryguje, gdy to poczucie buduje się na zewnątrz. Buduje się posiadaniem, porównywaniem się do innych i jeszcze większym posiadaniem.
Od początku.
Znam człowieka, który własną wartość zakopał głęboko, w ogrodzie. Zapomniał o niej. Nie otaczał w skorupki żadne, może i zapomniał, że tam w tym ogrodzie leży zakopana. A może pomyślał, że ktoś ją mu zabrał. NO nie wiem. Ale obok ogrodu wybudował pałac. W tym pałacu było wszystko co trzeba mieć, co wypada mieć, co powinno się mieć, co warto mieć i co inni mają. Było pięknie, gustownie, no…idealnie było człowieku. Gdybyś to widział….
Miał też przed pałacem wszystko co trzeba, powinno i wypada.
Gdy odwiedzali go niespodziewani albo i spodziewani goście, miłym komentarzom nie było końca.
Człowiek ten uwielbiał gości.
Czuł się wtedy dobrze, czuł się lepszy jakiś taki.
O wszystkim co miał opowiadał, znał się.
Ale…
gdy goście odjeżdżali, on siadał w pałacu, sięgał po drinka i myślał.
Czasem wspominał co dobrego o nim goście mówili, a czasem pogrążał się w myślach na własny temat.
Myślał o sobie źle.
A te złe myśli, które zatruwały mu głowę, truły też ciało. Takie ciało było przepełnione stresem, stres wzmacniał ocenę i krytykę w stosunku do siebie ale i innych.
Ten człowiek ranił otoczenie, a najbardziej tych których kochał.
Za to, że nie mają, że nie wiedzą, że nie potrafią, że…że…że….
Jego historia nadal się toczy… gdzieś z dala ode mnie.
Kiedyś dopiszę tu pewnie dalszą jej część, gdy będzie mi dane ją poznać.
Tak myślę sobie, że każdy z Nas będzie kiedyś czuł się wartościowy, szkoła życia Nas tego nauczy. W jakiś sposób na pewno.
Tylko… jaki poniesiemy koszt?.
Co do siebie mówisz gdy jesteś sama? sam?
Co do siebie mówisz, gdy ktoś wydaje Ci się lepszy?
Czy uważasz, że ktoś jest lepszy?
Wartość jest w Tobie nawet gdy nic nie wiesz, gdy nic nie masz, gdy nie jesteś na bieżąco, gdy nie ogarniasz, gdy mówią o Tobie źle albo wcale, gdy się liczysz lub nie. Wartość nadajesz sobie sama, nadajesz sobie sam.
Życzę, by koszt pracy nad sobą był jak najniższy.
Obudź się <3